wracając
Trzeba pogodzić się z tym, że nie umiem być szczęśliwa. Bywają "chwile", ale gdyby ktoś kiedyś zadał mi to jedno pytanie, chyba nie poświęciłabym nawet chwili na zastanowienie.
Nie, nie jestem.
Nie wiem, o co w tym chodzi. W życiu. Dzień w dzień praca, wyczekiwanie na weekend, by móc go przespać albo przeleniwić. Jakieś plany na przyszłość wzorem ojców, dziadów i sąsiadów - ślub, może dzieci. A ja za bardzo jestem tutaj, żeby myśleć o jakimś "dalej", "potem". Każdy dzień przynosi dawkę beznadziejności - spojrzenie w lustro, sytuacja, której nie umiem pokonać (tak, pokonać, ona jest moim wrogiem), szeroko rozumiane przebywanie wśród ludzi.
Coraz częściej zastanawiam się, kiedy to wszystko się skończy.
Zbliżają się moje 30. urodziny, a ja marzę o tym, by znów mieć 17 lat.
I jeszcze jedną szansę.
Czy ten stan beznadziejności jest wciąż aktualny?
OdpowiedzUsuńBędzie chyba zawsze, czasami przerywany czymś jaśniejszym. Chwilą.
OdpowiedzUsuń