?
Czy każdy błąd, zanim wyciągnę z niego odpowiednią naukę, muszę okupić biczowaniem się, nacinaniem skóry na przedramionach, posypywaniem tych ran solą, okazjonalnie grzebiąc w nich zardzewiałym widelcem? A nie można by tego pominąć i płynnie przejść do epifanii wniosków? Nie u mnie.
Zielone tabletki się skończyły.
Zielone tabletki się skończyły.
Czyli nie ma już nadziei??? (pytam ze względu na kolor tabletek).
OdpowiedzUsuńNa pewno nie ma cierpliwości, umiejętności wyciągania wniosków z wydarzonych wydarzeń, spokoju, zgody, trzeźwego spojrzenia. Jest natomiast poczucie winy (o, dużo go...). A zielone tabletki są złudne - i przez swą zieleń, i z powodu komfortu ich posiadania.
OdpowiedzUsuńWszystko jest w głowie.
Niech ktoś mi powie - ile książek trzeba przeczytać, ile rozmów przeprowadzić, z iloma sugestiami się zapoznać, by zielone kuleczki były niepotrzebne? A może pogodzić się i smutkować raz na jakiś czas, dla zachowania zdrowia psychicznego? Bez wyrzutów sumienia w stylu "Znów wlazłaś do bagna"?
Jedyne, czego chcę, to życie bez poczucia winy.
I czerwone szpilki.
Dorywczy smutek jest jak najbardziej wskazany. Dla mnie działa on oczyszczająco na "ogólnie popełnione winy". Pozwala mi oczyścić oczy i przejść do jako takiego ładu dnia codziennego.
OdpowiedzUsuńPS: Ze względu na moje fanatyczne podejście do szpilek, nie będę zabierał zdania w tej kwestii. Pozdrawiam piątkowo :)