"Bo to zła kobieta była"

Agrhhhhhh!!!!!
Mam siebie dość. Jasne, ludzie mnie lubią, mam przyjaciół. Spoko. A cierpię na chorobę niezależności. A jest to przypadek tak wredny, że gdy ją mam, to mnie uwiera, a jak mi się ją odbiera, to pokąsam, pogryzę, żeby ją zatrzymać. A tak naprawdę, to nikt mnie nie więzi, nie ubezwłasnowolnia. Sama to robię. Sama decyduję o swoim życiu. Wszystkie pieprzone zakręty, w jakie się wrobiłam, stworzyłam sama. I sama z nich wylazłam. Haratając swoje życie i innych. Niczego mnie to nie uczy.
Nie tak dawno zerwałam kontakt z kimś, bo nie umiałam go zrozumieć. Nie umiałam pojąć jego sposobu postępowania, nie umiałam się z tym sposobem zgodzić (jakby ktoś mnie pytał w ogóle o opinię), bo sama tak postępowałam i sama nie rozumiałam. Albo rozumiałam połowicznie. No bo raczej nie zupełnie, skoro umiałam ukłonić się Bogowi Schematyzmu i zagrać ponownie w tej samej szopce, zakładając te same kostiumy i wygłaszając te same kwestie.
Od tylu osób, bardzo mądrych, bardzo mi bliskich, słyszałam: "Pokochaj najpierw siebie. Od tego trzeba zacząć." Ba! nawet sama to napisałam we wspomnieniach z Bieszczadów. A co robię? Wciąż, od nowa, uparcie, głupio i nieszczęśliwie dopatruję się siebie w innych. Miłości do siebie w miłości innych do mnie. Pieprzony wampir. Ale żeby to jeszcze wystarczało, gdzież tam. Mam na tyle rozsądku albo okrucieństwa, że wiem, kiedy to nie wystarcza. I wtedy długa. A potem wyrzuty sumienia, bagienko, myślenie - "a może powinnam jednak zostać...?"
Przecież umiem być wierna sobie. Umiem. Potrafię. I nie piszę tego, żeby kogoś przekonać - siebie czy innych. Nie muszę. Umiem się usłyszeć. Ale głos umyka, rozpływa się, a ja mam dość szukania wciąż od nowa. Jak echo - krzyczysz, słyszysz, jak powtarza. Trwa. Ale zanika. I żeby znów je usłyszeć, musisz po raz kolejny mocno krzyknąć. Tak jak wtedy, gdy łzy duszą Cię i musisz coś zrobić, żeby nie zatonąć. A ja chcę być odważna. I nie przerażać się tej odwagi. Chcę podejmować decyzje i w nich trwać. Chcę podejmować decyzje i je zmieniać. "Marzycielkę z gór" powinnam śpiewać jak mantrę. I podążać za sobą. Prowadzić siebie.

"Nie jesteś złym człowiekiem..."

Popularne posty