M....?

Nigdy nie przyszło mi tak trudno napisanie tekstu.
Zabierałam się do niego od tygodnia niemal, wersji jest już kilka.
Zastanawiam się skąd ta trudność. Nierzadko, nawet jeśli szarpały mną myśli o skrajnych biegunach, że nie wspomnę o tym, co pomiędzy nimi, to jednak potrafiłam coś konstruktywnego z tego wysupłać. Umiałam odgarnąć na bok bałagan emocjonalnego chaosu i znaleźć, co najważniejsze. A teraz gubię się w co drugiej myśli. Jestem ze sobą zupełnie szczera - w co drugiej, jeśli nie w co trzeciej. Czyli nie jest tak źle. Niektóre z kotłujących się w mej głowie rozumiem. Jest się czego chwycić i według tego iść.
A może to zbyt trudny temat. Tak ważna kwestia w moim życiu, najważniejsza, a jednak tak mało dla niej odpowiednich, prawdziwych, godnych słów. Miłość.

Jak często mówiąc czy pisząc o Niej ocieramy się o banał czy wyświechtane, pachnące naftaliną sformułowania.
Hm.
Przyszło mi teraz na myśl, że może dlatego, że tylko o niej mówimy bądź piszemy. A gdyby czuć...? Wtedy dusza nie posiada granic a myśl - limitów. Można mówić najpiękniejszymi, najbardziej pachnącymi zgłoskami, można roztaczać aurę spokojnego szczęścia, nazywać stany, emocje, spojrzenia, a zamknąć się one umieją tylko w tym jednym imieniu...

I znów coś mnie trzyma... jakaś granica umiejętności. I chyba nawet nie w zakresie słownictwa. Znów zatrzymuję swe myśli. Patrzę na nie z niedowierzaniem, widzę ile emocji za każdą, jaka nieprzebrana ilość i jak bardzo trudno mi to ogarnąć. Wiem, że potrafię i nie rezygnuję, bo głupotą by to było. Dlatego teraz to piszę. Nawet jeśli nie skończę, nawet jeśli nie będzie umiłowanej pointy, nawet jeśli przerwę teraz....

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty